piątek, 2 lipca 2010

Najmarniejszy kot jest arcydziełem.

Wyprowadził się. Dokładnie 14 dni emu widziałam go po raz ostatni. I co boli najbardziej - milczy. Urywki informacji docierają do mnie od jego mamy, czy siostry, ale wiadomo. Są to informacje mocno przekształcone i wypaczone na ich punk widzenia i postrzegania. A ja nadal nie wiem co czuję. Nawet nie wiem, w którym momencie przestaliśmy być dla siebie wszystkim, a staliśmy się obcymi osobami mieszkającymi w tym samym miejscu.
Zabrakło uczucia, czasu, czegokolwiek...
Przynajmniej o tyle dobrze, że ma spłacone wszelkie wobec S. zobowiązania, więc jeśli zdecydujemy, że chcemy spróbować raz jeszcze, będę wiedziała, że robi to dla mnie, a nie ze strachu, że zostanie z tak dużym zobowiązaniem finansowym. Choć czasami przychodzą do mnie takie myśli, że wolałabym spłacać kredyt jeszcze przez 3 lata, niż mieć obciążenie przez najbliższe 20. Jak skończę to spłacać, o ile nie pozbędę się tego wcześniej) będę już dojrzałą babą po 40-tce.
Trochę mnie to przeraża.
A w tej chwili wyłączyłam zupełnie słabe uczucia. Obecnie, albo jestem w euforii szczęścia, jak w momencie gdy dowiedziałam się, że wygrałam konkurs w pracy, do pełnego popadania w depresję, gdy sąsiadka przyczepiła się do jakiejś zupełnie nieistotnej sprawy. W efekcie czego jestem wykończona. Zarwane noce nie ułatwiają sprawy. Organizm powoli się poddaje i znów pojawiają się problemy. Nie umiem sobie z tym radzić. Nie potrafię również zaufać. Zastanawiam się, czy będę potrafiła wybaczyć S. to, że o mnie zapomniał, że porzucił na pastwę złych myśli. Ja rozumiem, że jemu też nie jest łatwo, ale nie potrafiłam zupełnie się odciąć. Dwa razy się załamałam i wysłałam smsa. tylko raz dostałam odpowiedź. Pozbawioną czegokolwiek. Pusta informacja.
Nie wiem co czuję, nie wiem co chcę. Nawet nie wiem, co powinnam zrobić aby było dobrze. Słyszę dobre słowa pocieszenia, że wszystko będzie dobrze itp. itd. Ja to wiem, bo przecież kiedyś zawsze będzie dobrze, ale teraz nie jest. I teraz nie umiem sobie zwizualizować, jak będzie, gdy już będzie dobrze.
Staram się skupić na prostych czynnościach. Pamiętać, żeby oddać aparat do serwisu, nakarmić codziennie koty, wyjść z psem. Pozmywać naczynia. Coraz jednak trudniej mi wstać do pracy. 8h staram się po prostu przesiedzieć. W domu jednak czuję się bezpiecznie i mogę być sobą. Bez przyklejonego uśmiechu, z zapuchniętymi oczami wtulona w jego poduszkę.
Zapach jest coraz mniej wyczuwalny. To boli...