środa, 6 października 2010

Who needs television when you have cats?

Pozbierałam się. Już nie boli przy oddychaniu. Już nie czekam, że go zobaczę pod blokiem. Na razie uczę się cieszyć znów małymi rzeczami. Tym, że świeci słońce, że znalazłam pięknego kasztana pod blokiem, tym że żyję.
Myślałam, że potrafię czekać, że chcę jeszcze dać mu jedną szansą, dać czas, aby poukładał sobie wszystko. Ale coraz częściej widzę jasno, że nawet jak On zdecyduje się spróbować, to może nie być to, co mi miałoby odpowiadać.
Miał zaopiekować się mieszkaniem przez weekend, jak byłam na integracji, lecz z tego co wiem, spędził tu tylko jedną noc, wpadał tylko po to, aby wyprowadzić psa i zostawił syf. Widzę nadal, że on nie potrafi być w związku, nie potrafi przestawić się, że kobieta z którą jest, to jest ta najważniejsza, a nie mama, czy siostra. One też są ważne, ale chyba żadna kobieta nie zgodzi się, na bycie tą drugą, albo i trzecią. Ja na pewno tak nie potrafię.
Odbudowuję stare znajomości, przynajmniej się staram. Z jednej strony, brakuje mi kogoś bliskiego, bo po tylu latach dziwnym jest nagle mieszkać i być samą, ale z drugiej na razie tak mi wygodnie. Nie chcę się z niczym spieszyć. Nie chcę również litości. Bo to nie o to w związku chodzi. Jeśli przestał mnie kochać, ok. Ma prawo. Ale nie chcę już nic robić na siłę. Jak to zostało powiedziane w pewnej bardzo mądrej książce – teraz to ja jestem najważniejsza. I tego się będę trzymać.