Bez ładu i składu to wszystko. Postanowiłam na jakiś czas na razie zniknąć ze świata wirtualnego. To jest łatwe, wystarczy się wylogować i już. Nie ma mnie. Komunikator – status „niedostępny” i po sprawie. Większy problem stanowi komórka, gdyż nadal łudzę się, że może coś z nową pracą wypali. Poza tym, to nadal mój budzik i zegarek. Ale też jest to do załatwienia. Z czasem, powoli.
Ja wiem, że mało kto cokolwiek z tego rozumie. Jak mówię, że mam ogromne kompleksy, każdy jest bardzo zaskoczony, by wydaję się być taka pewna siebie. Macie rację – wydaję się. W środku jestem przerażonym i zakompleksionym stworzeniem, które już nie ma sił, aby walczyć z wiatrakami. Po prostu…
Trzyma mnie tak niewiele, a zarazem tak dużo . . . Bo przecież:
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
(W. Szymborska - Kot w pustym mieszkaniu)