sobota, 19 marca 2011

Kot jest domowy na tyle, na ile mu to odpowiada.

Zniknąć. Już nawet nie wiem ile razy dopadało mnie to uczucie. Ta nieokreślona do końca chęć zamknięcia się w sobie i popełnienia o jednej głupoty za dużo. Wyjazdy służbowe stały się namiastką ucieczki od codzienności, ale nie mogę ich ciągnąc w nieskończoność. Obrazy przed oczami, które przerażają mnie swoją realnością. Metro, środki przeciwbólowe, nóż… Ja wiem – niespójne to wszystko bardzo. Może to pełnia, a może po prostu zwykła bezsilność. Coraz rzadziej mam ochotę poznawać nowych ludzi, bo przecież i tak prędzej, czy później obaczą, że coś jest nie tak ze mną i odsuną się. Może zrobią to nawet nieświadomie. A mnie znów zaboli. Bo nadal, jak skończona idiotka łudzę się, że coś znaczę.
Bez ładu i składu to wszystko. Postanowiłam na jakiś czas na razie zniknąć ze świata wirtualnego. To jest łatwe, wystarczy się wylogować i już. Nie ma mnie. Komunikator – status „niedostępny” i po sprawie. Większy problem stanowi komórka, gdyż nadal łudzę się, że może coś z nową pracą wypali. Poza tym, to nadal mój budzik i zegarek. Ale też jest to do załatwienia. Z czasem, powoli.
Ja wiem, że mało kto cokolwiek z tego rozumie. Jak mówię, że mam ogromne kompleksy, każdy jest bardzo zaskoczony, by wydaję się być taka pewna siebie. Macie rację – wydaję się. W środku jestem przerażonym i zakompleksionym stworzeniem, które już nie ma sił, aby walczyć z wiatrakami. Po prostu…


Trzyma mnie tak niewiele, a zarazem tak dużo . . . Bo przecież:

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

(W. Szymborska - Kot w pustym mieszkaniu)

sobota, 5 marca 2011

Kiedy zejdziesz na psy - to nie miaucz!

Nienawidzę kłamstwa. Dwulicowość napawa mnie obrzydzeniem. A najbardziej boli, gdy bliskie osoby mówią jedno, a potem i tak robią coś zupełnie innego. To boli. Bo czy nie jest najprostszym rozwiązaniem po prostu porozmawiać? Wyjaśnić sobie wszystkie wątpliwości, aby nie było niedomówień? Stwierdzenia typu – boję się jak zareagujesz nie mają sensu. Bo nie jest wcale lepiej milczeć i pozwolić drugiej osobie na domysły. Zwłaszcza, że „życzliwych” osób dookoła nie brakuje. Zbyt wiele jest zmiennych, które wpływają na postrzeganie świata. Chociażby tak upierdliwa rzecz jak płeć, wykształcenie, czy doświadczenia życiowe. Najbanalniejsza rzecz może być odebrana przez dwie osoby w diametralnie różny sposób. I to jest w porządku – inaczej świat byłby nudny. Ale jeśli ma to wpływ na relacje między tymi dwoma osobami – wpływ negatywny – to już nie jest tak różowo. Jeśli zabraknie rozmowy, zwykłej wymiany informacji, może to doprowadzić do nieciekawych konsekwencji. Chyba to nie są czasy, w których dobrze się czuję. Kocham rozmawiać, kocham też milczeć, ale jedno i drugie z osobami, które są mi bliskie. Poznawanie świata i postrzegania innych na różne sprawy jest fascynujące. Ale coraz trudniej znaleźć odpowiedniego partnera do rozmowy. Ludzie noszą maski i chcą być postrzegani „poprawnie”. A ja chcę ich poznawać takimi, jakimi są. I wtedy dopiero poczuć naprawdę, czy dobrze się z nimi czuje. Z nimi, a nie z ich kreacjami. Wiem – utopia.