sobota, 20 listopada 2010

Cats will always lie soft.

Pełnia za oknem. Koty już dawno pokładły się w ciepłych kątach, pies pochrapuje w sypialni, a ja próbuję dojść ze sobą do ładu. Wczoraj znajomy po wyjściu z kina stwierdził, że chyba jeszcze nie wyleczyłam się z S. Że nadal to mną jeszcze wstrząsa. I od wczoraj nad tym myślę. I okazuje się, że tak naprawdę, to nie wiem. Robię sobie listę tego, co było dobre, a co złe i nawet, jeśli wychodzi mi więcej rzeczy dobrych, to te złe jednak były na tyle znaczące, że nie potrafiłabym z nimi funkcjonować. A patrząc na to z perspektywy czasu, nie wierzę, że S. potrafiłby się dla kogokolwiek zmienić. Więc jest dobrze, jak jest. Udaje mi się powoli odzyskiwać stare znajomości, ale co mnie cieszy, nawiązywać nowe, równie interesujące :)
Niestety nie ze wszystkim jest tak różowo. Cały czas problemem jest praca, w której nie potrafię się odnaleźć. Po prostu nie akceptuję podejścia szefostwa, że pracownik ma dać z siebie wszystko za marną pensję i cieszyć się, że może pracować w tak superaśnym miejscu. A ja tak szczerze, to mam gdzieś, gdzie pracuję, byle bym czuła się w tym miejscu dobrze i żeby godziwie płacili. Dlatego też coraz bardziej kusi mnie założenie własnego biznesu. A poza tym na gwałt potrzebuję pralki :(